poniedziałek, 10 marca 2014

O tym co w Nowym Jorku.... czyli co się dzieje po długiej przerwie...

ojjj strasznie bloga zaniedbałam, a tak się dziwiłam innym blogerom, że po kilku miesiącach od rozpoczęcia ich pamiętników z każdym dniem posty pojawiają sie sporadyczniej.... teraz już się nie dziwię... Czas mam ale, sama nie wiem co dokłądniej opisywać, wiele rzeczy chcę zachować dla siebie, ale to tylko dlatego, żeby nie zapeszać i dopiero jak się wszystko ułoży pochwalić się reazlizacją moich planów... Co z tego wyniknie? bardzo prawdopodobne, że już w najbliższym czasie cos napiszę :)

Co nowego się dzieje? sporo....
zacznijmy od pogody :) haah nie to, że bym nie miała o czym pisać i dlatego temat pogody, ten z najbardziej nudnych przywołuję :) Chodzi jedynie o to, że zima mnie okropnie zmęczyła!! Dłuższa niż w Polsce, gdy jest ciepło przez kilka dni nie wiadomo skąd pojawia się śnieg- tu nazywany snow storm! Zamykają szkoły, panikują... jednak nie ma co się dziwić. Jakoś miesiąc temu spadło tego śniegu dość dużo w ciągu jednej nocy, kolejnego dnia wszyscy do pracy i do szkoły, ja mam w miarę, bo przecież Jeep, którym się tu poruszam ma napęd na 4 koła ale.... nie moja młoda. wyruszyła po dzieciaki do szkoły i... masakra, jej niski samochód co chwilę wpadał w poślizg, abs-y się włączały....  Nie było kompletnie możliwości aby miała jakoś dojechać, pomimo, że do szkoły przecież 5 minut. Jakoś nam się ją udało uratować :) Sumą sumaru, trzeba podejść do ich zimy ze zrozumiemien, bo nie są na śniegi przygotowani.

Z kolejnych mniej przyjemnych rzeczy- chorowałam przez ponad 2 tygodnie!!  Na początku byłam lekko przeziębiona, czym się za bardzo nie przejmowałam. Kupiłam syropki i witaminki i myslałam, że dam radę, jednak... w czwartek 3 tyg temu obudziłam się z bólem ucha nie do wytrzymania. Zawiozłam małego do szkoły i zaczęłam ogarniać wizytę u lekarza. I tu się zaczyna cała historia.
Na początek ubezpieczenie- tak tak, całe szczęście je mam! wszystkie aupairki powinny je mieć. Jednak nie miałam wydrukowanej karty ubezpieczeniowej. Wszystko dlatego, że jak tylko tu przyjechałam zostało zmienione  ubezpieczenie. Miałam więc karte ze starego planu, który został anulowany, a tym samym ubezpieczenie nie było aktualne. Szybko kontakt z agencją, plus z agencja polską, która najszybciej jak się dało mi pomogła- tu podziękowania dla Pani Ani :) dostałam po około godzinię maila z ubezp. Wydrukowałam kartę i do przychodzni. Pierwsze pytanie- prosimy o pokazanie ubezpieczenia, nasze to MultiPlan, akceptowany przez większość lekarzy, polega na tym, że przy wizycie placimy Co-pay w wysokości 50$. Jest ono pobierane nie przy każdej wizycie ale przy danej chorobie.. chociaż mnie za dużo policzyli... ale co tam. OK wracając do tematu, zostałam przyjęta, że tak powiem, od ręki. Pani doktor była dość nieprzyjemna, stwierdziła u mnie infekcję/zapalenie ucha, przepisała mi antybiotyki i tyle. Poszłam je  odebrać i okazuje się, ze krople, które dostałam kosztują 200$ tak 200!!! masakra, stwierdziła, że wezmę teraz ten drugi antybiotyk co dostałam i zbaczymy co dalej. Po dwóch dniach ból był jeszcze gorszy!! Dodatkowo przestałam słyszeć na bolące ucho i zaczęło coś sie z niego sączyc.. wiem, nie brzmi to przyjemnie. Poszłam więc do lekarza ponownie. Tym razem przyjmował mnie ktoś inny. Stwierdził, ze mam bardzo poważną infekcję ucha i przepisał mi kolejne antybiotyki. kolejny wydatek- +60$ (poprzednie +30$). Kolejne dwa dni i nic, nadal się pogarszało, spać mogłam jedynie po najsilniejszych środkach przeciwbólowych podawanych tu  w szpitalu, które hostka miała. Znów wizyta u lekarza, ta sama przychodnia, kolejny lekarz, Tym razem babeczka była bardzo miła! najlepsze jest to, że krople, które poprzenio zaproponowano mi kupić za 200$ ona dała mi z przychodni za darmo!! Przy okazji dostałam też skierowanie do laryngologa, tym samym następnego dnia kolejny lekarz. Z ucha dalej się sączyło. ENT czyli tu laryngolog wyczyścił mi je i dał antybiotyk kolejny... nie wiem już który, skierował mnie też na badanie słuchu. Po tygodniu ból byl juz mniejszy ale nadal prawie nie słyszałam. Badanie słuchu tak jak w Polsce. Z racji, że nie miałam zbyt dobrych wyników, miałam się do lekarza ponownie zglosić w poniedziałek (a jest sobota gdy mam ten test) W poniedziałek znów laryngolog, który stwierdził, że musi mi zmienić antybiotyk... już byłam wykończona tym wszystkim, dostałam dwa kolejne antybiotyki i kolejny zapas kropelek.
Po kolejnym tygodniu wracałam do żywych... Nadal nie jest idealnie, ale jest znacznie lepiej, dziś kolejna wizyta u lekarza....
Ps. co do antybiotyków- za te z recept powinnam dostać jeszcze zwrot, ale nie wiem w jakiej wysokości, jestem w trakcie kompletownia i wysyłania dokumentów do ubezpieczyciela.
Mama wie jak poprawić mi humor :)


Oho ale się rozpisałam... post nie jest z tych pozytywnych, ale mam nadzieję, ze kolejny już będzie... Jadę na wizytę....
pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Trzymaj się :) choroba w USA to nie przelewki dobrze że masz ubezpieczenie. Trzymam kciuki bedzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowiej ,zdrowiej .Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń