Postanowiłam dziś, ze będę tworzyła posty bardzkiej z bieżących wydarzeń i nie będę tak wracała do starszych, no może czasem :)
Zaczynam więc pisać o ostatnich dniach
Piatek- konkretnie mogę powiedzieć- tygodnia koniec i początek! wyszłam z... kimś.... gdzieś.,, ehh nie chcę o tym dużo mówić :)
Sobota- w soboty zawsze do późna śpię, ale nie tym razem. Musiałam o 9 stawić się na naszym cluster meetingu - spotakniu au pairek z naszej okolicy. Odbyło sie pod jednym z większych supermarketów, zbierałyśmy tam jedzenie dla biednych na Thanksgiving oraz pieniądze- czyli wolontariat! całkiem dobrze nam poszło:) ludzie dość chętnie pomagali, aż mi sie przypomniały czasy liceum, gdy staliśmy w stokrotkach, biedronkach i teskach zbierając żywność na święta dla potrzebujących. Cel szczytny więc ja jak najbardziej chętna do pomocy. Późńiej wyskoczyłam z Tylerem na kawę, po kilku misiącach starań się o moje względy stwierdził, że i tak nie będzie dla mnie nikim więcej niż tylko 'bratem' przyszywanym więc sobie odpuścił i zaczął sie z jakąś tam laską spotykać. Trochę szkoda, bo nie będzie miał teraz dla mnie czasu... ale cóż, niech mu sie tam powodzi. Później wyjście na kolejną kawę z kimś innym...
Miałam wieczorem pojechać do Jessici- aupair z Brazylii i coś z nią porobić ale ostatecznie pogodziłyśmy sie z Arletką więc wyszłyśmy we dwie do RVC gdzie dołaczyła do nas Pani P i M- nasze aupairki z Polandii :D
Podensiły, pogadały z ludźmi, pokręciły sie i do domu pojechały.
Niedziela- sunday - funday! Z moją Kate!! matko tak gwiździło, że masakra! Myslałam, że mnie z chodnika zdmuchnie. W city konkretnie zimno! Tak więc kręciłyśmy sie po sklepach, po kawiarniach i ogólnie jak to my miałyśmy konkretny fun:) Czas spędzony we dwie- bezcenny!! Oczywiście bez wydawania kasy by się nie obylo więc kilka nowych ubrań w szafie się pojawiło... Już koło 19.00 bylam w domu, mojej rodzinki jeszcze nie było- cisza i spokój...Ogarnełam sie więc szybko i już o 20 byłam w łózeczku
Poniedziałek to czas zakupów z młodą! ostatni dzwonek, żeby paczkę do Polski wysłać...
Wtorek- sklep polski, wszystko było na wariata, pojechałyśmy tam z pudełkami otwartymi, na miejscu kleiłyśmy taśmą, żeby zdążyć się wyrobić po dzieciaki do szkoły... Wieczór natomiast spędzony w miłym towarzystwie :)
jest już środa, pół dnia mojego młodego w szkole, później na szczęście zawożę go na playdate, a jutro Thanksgiving! W sklepach szaleństwo zakupowe... tak jak w Polsce przed świętami, co widać, gdy nie da sie zaparkować na wielkim parkingu pod supermarketem:) Tu jest to samo :)
Wracając jeszcze do środy. Ogólnie środa przed Thanksgiving to najwazniejsza impreza w roku w USA! Wszyscy młodzi do klubów!! To my też idziemy oczywiście :D
'Pani P' ... lubię ! ;p
OdpowiedzUsuńSzczytny cel, faktycznie! Sama bym się chętnie tutaj na jakiś wolontariat załapała, zawsze to też okazja do poznania nowych ludzi ! :) Mi się to kojarzy z moimi harcerskimi czasami :D
Zostajesz na Thanksgiving u siebie ? Ja jutro z rana uderzam na Boston więc podejrzewam, że dziś nie poszaleję :( nie mniej jednak ... happy holiday kochana !! :* I baw sie dobrze!