Rano zajęłam się małym, zawiozłam na camp, później na zajęcia w bibliotece go zabrałam, po których hostka przyjechała i go odebrała, a ja wróciłam do domu na szybką kawę i do młodej
kawa.. ah ta nieszczęsna kawa!!!
Odkryłam, że nasz fancy ekspres do kawy działa jak należy, a kawa z niego- no niebiańska!! Jeszcze jak sobie zrobię konkretne latte z pianką na podgrznym mleku... mmm- przydało się kiedyś pracować w restauracji :) latte mi wychodzi mistrzowsko! Tak więc odpalam, robię kawę- tym razem czarna dużą, dolałam mleka, powstała piękna pianka, z której zrobiłam piękne serduszko, chcialam szybko zdjęcie pstryknąć i..... plum! telefon wylądował w kawie! OMG nie jest dobrze, zaczął cały świrować, włączać się, wyłączać!! aaaaa!!!!! Help! szybko go wysuszyłam, zimnym nadmuchem suszarki jeszcze (tak tak, tak głupia byłam w pierwszej chwili, bo gdzie elektronikę suszarką!!) Aparat ptrzestał działać, do tego mikrofon i klawisze głośnika- zalała się góra.... Nie było czasu nad nim myśleć, pojechałam po młoda i do przychodnii.
Zaczynamy procedurę- na wejście otrzymujemy z 5 stron różnych pytań!! Oczywiście niezbędny jest też paszport oraz karta ubezpieczenia, którą my otrzymujemy od amerykańskiej agencji au pair. Kurcze dobrze, ze kiedyś miałam do czynienia z formularzami medycznymi i słownictwem z tym związanym! Pytania dosłownie o wszytskie możlwe choroby i to nie tylko pacjenta, ale i najblizszej rodziny! Wypełniłam wszystko młodej, ona sie na koniec podpisała i gotowe. Przed wizytą opłata copay- 50$ Z cieżkim sercem ale zapłaciła :D
Przychodzi jakaś pielęgniarka w niebieskim kitlu i prowadzi nas na 'salony' Gabinet - jak gabinet :) Przychodzi Pan doktor Lemantowski czy jakoś tak :) przed wizyta obczaiłyśmy go z hostka na necie żeby wiedzieć jak wygląda :D Kurna śmieszny typo, gada polishenglish w jednym :) Zabrali szybko młodą na foto kolana, na którym nic nie było- super! Kości całe, nic się nie połamało. Lekarz stwierdził, że to więzadło jej poszło, więc nie jest źle, mimo to skierował ją na MRI aby móc coś wiecej powiedzieć-dnia kolejnego o 9.15 rano u mnie w mieście akurat.
Bardzo miło sie z nim gadało :) heh te jego zdania: 'hopefully będzie dobrze' albo: 'jak będziesz miała to knee brace to wiesz nie możesz brać shower w tym albo bath' :D hehe spoko loko. Wyszłyśmy zadowolone, że skończy się na opasce na kolano - ma w niej chodzić min 6 tyg!!! i po wakacjach!
Szykuje się więc kolejny wydatek;/ Pan L. nie wiedział do końca, czy nasze ubezpieczenie to pokrywa, ale wydaje mu się, że raczej nie... kolejnego dnia miałyśmy podjechać i to sprawdzić. Wsiadłyśmy więc w samochód i w drogę do apple store! Trzeba mojego iphona wyleczyć, im szybciej tym lepiej zanim całkiem mi padnie;/ Apple store jest w garden City czyli jakieś 15 min drogi. Wchodzę do sklepu, pytam o kogoś z działu technicznego i... przykro nam, ale możesz się umówić na spotkanie z technikiem na... piątek, czyli za 2 dni, nic mi innego nie pozostało, zrobiłam appointment na piątek na 20.10. Pojechałam do domu żeby za głosem rad znajomych uspać iphona w ryżu :( my poor baby iphone, przecież mam go dopiero 3 miesiące;/
Post bardzo długi mi wyszedł, wiecej o naszych przygodach już jutro :) ponizej zdjecia i filmik :)
Buziaczkii :*
fotka z gabinetu jest :D
teraz to już przez 6 tygodni będę tak tańczyła ;) ale dla ciebie to i na jednej nodze potańce :*
OdpowiedzUsuńdla mnie to zatańczysz jak Ci zagram :D nawet z lampką :D
UsuńNo chodź.. no chodź !! :D
UsuńTo się niestety nazywa mieć pecha z tym kolanem, coś o tym wiem bo też latam po chirurgach teraz ale na szczęście jestem jeszcze w Polsce. Oby ubezpieczenie pokryło jak najwięcej !! :)
OdpowiedzUsuńna szczęście wszytko po naszej mysli się układa :D jutro wstawię nowego posta z wyjasnieniem wytuacji :)
Usuńpozdrawiam :)
ufff... jak dobrze, że tylko na opasce się skończyło : )
OdpowiedzUsuńno a teraz... trzymam kciuki za wyleczenie iphone'a ; )
pozdrawiam