Poniedziałek w Polsce był zwykłym dniem pracy a w USA jest to święto państwowe więc... wolne!! zapytałam hostów już wcześniej czy będe im potrzebna, tak więc hostka chciala abym tylko małym się rano zajęła, bo później z hostem na paradę pojechał, później czyli już po 8 rano ich nie było :P Iza szybko się ogarnęla i pojechałyśmy z JO do city!! Za punkt zwiedzania obrałyśmy sobie Brooklyn Bridge. Trasa dość konkretna, chyba z 2 godziny szłyśmy tam z Penn Station (w międzyczasie zachodząc do różnych sklepów:D) o zakupach innym razem wspomnę :) Krótki przystanek na Chinatown, chwila dla fotoreporterów (tym razem zdjęcia wyłącznie z telefonu)
Postanowiłyśmy zaliczyć 2 mosty czyli przejść na drugą stronę Manhattan bridgem a wrócić brooklińskim. Tak też zrobiłyśmy, dodatkowo pod M. mostem jest fajne miejsce żeby sobie poodpoczywać i się poopalać, a odpoczynek był tu jak najbardziej wskazany, Jo miała konkretne odciski.... Wyszła w balerinkach, które ją poobcierały, kupiła po drodze japonki, które dorobiły jej kolejnych odcisków, a na koniec jeszcze jedne buciki, które z pewnością by były wygodne, ale nie przy takiej ilosci już narobionych odcisków :P
Tak więc cały dzień maszerowalysmy!!!
wstawiam zdjęcia, a innego dnia dopisze coś wiecej- o zakupach :)
Ps. Dziękuję za komentarz w sprawie błędów - jak jeszcze jakieś zauważycie to proszę o kontakt :) polski to mój język ojczysty więc nie chcę go kaleczyc, a warto uczyć się na błędach. Skończyłam finanse, a nie filologię polską, tym samym czasem jakiegoś byka mogę walnąć :D - pozdrawiam :)
Ps. Dziękuję za komentarz w sprawie błędów - jak jeszcze jakieś zauważycie to proszę o kontakt :) polski to mój język ojczysty więc nie chcę go kaleczyc, a warto uczyć się na błędach. Skończyłam finanse, a nie filologię polską, tym samym czasem jakiegoś byka mogę walnąć :D - pozdrawiam :)
to ja tak na początku wiosny, w nowych trampach sobie poszłam do babci z buta... ledwo przyszłam, a o powrocie do domu już nie wspomnę, pewnie śmiesznie to musiało wyglądać, bo człapałam jak pingwin, haha.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
też bym uwielbiała swoje życie na Twoim miejscu:) wcale się nie dziwie :) ja pomału zaczynam swoje uwielbiać ale tylko pomału :P hehhehe :)
OdpowiedzUsuńPowoli, ale po kolei czytam każdy Twój i postanowiłem w końcu coś napisać. Odnośnie Twojego komentarza "kaleczyc" pisze się przez "ć" na końcu :D
OdpowiedzUsuńA tak na serio, czy mogłabyś mi powiedzieć, jak wyglądał Twój pierwszy wyjazd na au pair? Na jakim poziomie był Twój angielski itd?
Pozdrawiam
Adam :) (przyszły au pair)