środa, 31 lipca 2013

Pizza razy 3 / zakupy / Nowy Jork!!! Brooklyn Bridge - Polek spotkanie na szczycie :D


Dopiero nadrobiłam na tyle, żeby poprzedni weekend opisać :)
Wiadomo, że młoda z nóżką w opasce nie potańczy więc weekend automatycznie bez imprezowania :) może to i lepiej- trochę odpoczniemy i coś innego porobimy. Fakt Faktem w sobotę miałyśmy ostro wychodzić do naszego Kaseys:) Rano pojechałyśmy na zakupy- czas się powoli pakować do Polski na wakacje :)Za równy miesiąc wyjeżdżam!!!! aaaaaaaaaa! Happyyy!!! To co kupiłam pokaże jak już w PL będe :)
Pół dnia nam się tam zeszło, sobie jedynie zgarnęłam kamizelkę skórzaną z ćwiekami
Wykończone zajechałysmy po skłądniki na pizze i do młodej! Akurat jej hostka z dziećmi pojechala do babci więc miałyśmy cisze i spokój (host w pracy).
Pizza jak zawsze pyszna wyszła- to już druga w tym tygodniu była, poprzedniego dnia u nas z małym jedlismy :)Po pizzy coś słodkiego- lodyyyy!!! Tak sobie pomyślałyśmy, że skoro mamy czas, to się prześpimy i później gdzieś wyjdziemy. tiaaaa.... obudziłam sie po północy i pojechałam do siebie :)



Niedziela- Nowy Jork! Umówiłyśmy się z dziewczynami- same Polki, że trochę sobie połazimy.
szkoda mi tylko młodej było, bo z jej kolanem tego chodzenia było aż za dużo...Ale jakoś dała radę!
Przeszłyśmy pół miasta- od Penn Station do Brooklyn Bridge w międzyczasie się zatrzymując: zakupy w Burlingtonie, lody w McD, pizza- tak, już 3, lemoniada w Wendy's. Pod koniec młoda już nie dawała rady, kolejny raz szczęście się do nas usmiechnęło- Kate znalazła kartę metra na której było 20$! Jupi! Jeden przejazd metrem to 2,75$ więc przy naszych zarobkach- bardzo duzo! Poszłyśmy na metro, akurat ktoś przez bramę przechodził z wózkiem więc we 3 się wbilyśmy i tylko jedna zapłaciła za bramkę z karty.
I jesteśmy! Brooklyn Bridge! Pięknie tam! Fakt, że nie udało nam się przejść na drugą stronę gdzie widoki są jeszcze lepsze ale... następnym razem. Fotki porobiłyśmy, pośmiałyśmy się i powrót- tym razem od razu metrem :) Na koniec małe zakupy i dziękujemy NY, see you soon :)
Pozdrawiam :*










wtorek, 30 lipca 2013

MRI / wizyta w apple store- new iPhone!!! spotkanie z T.

Czwartek- od razu po wyrzuceniu dzieciaków na campach młoda podjechała po mnie i ruszamy na MRI.
Przychodnia znajduje się u mnie w mieście więc bez problemów trafiłysmy. Ponownie- dokumentacja medyczna, tu już tylko 2 strony były :D szybko wypełniłyśmy i młoda idzie na Roentgena. Jakiś hindus tym się zajmował. Zaprowadził nas do malego pomieszczenia z tą tubą, naszykował młodą, przyniósł dla mnie krzesełko, dał nam po kocyku ((!!) - przy takiej klimatyzacji to nic dziwnego ), zostawił nas i poszedł zmienić muzykę. Gdy weszłyśmy leciało coś wolnego, spokojnego, a po chwili jakieś konkretne remixy techno!! Matko skąd on wiedział??!! widać po nas, ze to nasze rytmy?? :D
Po około pół godziny było po wszystkim. W tej samej przychodni mieści się tez sklep z urządzeniami medycznymi typu opaski, jakieś fotele, laski i tego typu rzeczy... Tu znów trafiłyśmy na supermiłych ludzi!! Oczywiście jak się okazało 2/3 osoby miały dziadków Polaków :D od razu temat języka, itp Pan fizjoterapeuta, który zajmuje się dobieraniem opasek powiedział nam: dziewczyny poczekajcie, zadzownimy do ubezpieczyciela i sprawdzimy czy opaska będzie za free. Pani za biureczkiem zadzwoniła gdzie trzeba i-tak!!! opaska jest za friko! Normalnie by musiała zapłacić 100$!! matko jak nam los sprzyja!  Dobrał opaskę, ponabijał się z nas i dziękujemy spadamy :D Czwartek do końca dnia był dość lajtowy. IPhone dalej spał w ryżu- aparat nadal nie działał, wrócił za to głośnik i jeden z klawiszy bocznych.

Piątek- Młoda miała rano kolejna wizytę u lekarza aby sprawdzić co tam MRI wykazało. Nie było tak dobrze jak myślałyśmy;/ przeskoczyła jej rzepka, która zaczęła uciskać na wiezadła;/ ajjccc!! Dostała więc skierowanie na rehabilitacje- od przyszłego tygodnia 2x tydz aj aj kolejną wizyte u Pana L ma ustawioną na poczatek wrzesnia. Wieczorem pojechalyśmy do apple store. Naszykowałam sie, ze zapłacę ile trzeba aby tylko mi naprawili ten telefon;/ nie chcę płacić 500$ ponownie za nowego;/
Poczekałam na moją kolej, podchodzi jakiś spoko kolo i pyta co tam się stało no to ja :
the camera is not working.- no przecież nie powiem, że mi do kawy wpadł!
ten na to- we had that problem before,
a ja- and how long did it take u to fix it? what did ya have to do? how do u fix it?
on- we just replace the phone.
iza- what? how come?
on- we gonna give u new one, please wait a moment! do u have a backup?
iza- no, I do not
on- do u need anything?
iza- chwila zastanowienia- mam tam 700zdjęc- no, I do not, I need a phone that is works :D
Gdybyście widzieli moją minę w tym momencie!!! O matko!! Jak to? szok!! dalej  w szoku jestem.
Za chwilę przychodzi następny kolo, posprawdzał mojego starego iphona, wszystko ładnie wyglądało. Poszedł gdzies i wraca- z moim nowym dzieckiem!! AAAAAAAAAA!! Mam nowego iphona! w foliach wszystkich, bez żadnego zarysowania! czy wyobrażacie sobie coś takiego w PL? bo ja nie! Wyszłam w skowronkach! w podksokach i... na zakupy! Trzeba to uczcic! Poszłyśmy do H&Mu :) kupiłam 2 bluzy, buty, 2 pary spodni, koszulkę... :D
Life is great!
Wróciłyśmy do domu i... na spotkanie z T. Kurcze T to koleś, który mieszka w mieście obok, którego poznałam w pociągu, był już kiedyś na plaży z nami. Bardzo spoko jest, wzięliśmy po kawie i pobujaliśmy się po okolicy :) Mam jedynie nadzieję, że on zrozumie, iż nie jest w moim typie. Ajj chce mieć tu normalnych znajomych, tak jak w PL. z którymi mogę gdzieś wyjść. Au Pairek znam już wystarczająco dużo...
Od jutra weekend!! co przyniesie? o tym następnym razem :D



poniedziałek, 29 lipca 2013

wizyta u lekarza w USA- na co uważać, jak się przygotować... oraz-utopiony iPhone!!!

Przyszła nieszczęsna środa... od początku byłam ostro zdenerwowana, chyba musiałam się ostro przejąć wizytą młodej u lekarza- nie wiadomo przecież co z tym kolanem się stało, co  dalej??
Rano zajęłam się małym, zawiozłam na camp, później na zajęcia w bibliotece go zabrałam, po których hostka przyjechała i go odebrała, a ja wróciłam do domu na szybką kawę i do młodej
kawa.. ah ta nieszczęsna kawa!!!
Odkryłam, że nasz fancy ekspres do kawy działa jak należy, a kawa z niego- no niebiańska!! Jeszcze jak sobie zrobię konkretne latte z pianką na podgrznym mleku... mmm- przydało się kiedyś pracować w restauracji :) latte mi wychodzi mistrzowsko! Tak więc odpalam, robię kawę- tym razem czarna dużą, dolałam mleka, powstała piękna pianka, z której zrobiłam piękne serduszko, chcialam szybko zdjęcie pstryknąć i..... plum! telefon wylądował w kawie! OMG nie jest dobrze, zaczął cały świrować, włączać się, wyłączać!! aaaaa!!!!!  Help! szybko go wysuszyłam, zimnym nadmuchem suszarki jeszcze (tak tak, tak głupia byłam w pierwszej chwili, bo gdzie elektronikę suszarką!!) Aparat ptrzestał działać, do tego mikrofon i klawisze głośnika- zalała się góra.... Nie było czasu nad nim myśleć, pojechałam po młoda i do przychodnii.

Zaczynamy procedurę- na wejście otrzymujemy z 5 stron różnych pytań!! Oczywiście niezbędny jest też paszport oraz karta ubezpieczenia, którą my otrzymujemy od amerykańskiej agencji au pair. Kurcze dobrze, ze kiedyś miałam do czynienia z formularzami medycznymi i słownictwem z tym związanym! Pytania dosłownie o wszytskie możlwe choroby i to nie tylko pacjenta, ale i najblizszej rodziny! Wypełniłam wszystko młodej, ona sie na koniec podpisała i gotowe. Przed wizytą opłata copay- 50$ Z cieżkim sercem ale zapłaciła :D
Przychodzi jakaś pielęgniarka w niebieskim kitlu i prowadzi nas na 'salony' Gabinet - jak gabinet :) Przychodzi Pan doktor Lemantowski czy jakoś tak :) przed wizyta obczaiłyśmy go z hostka na necie żeby wiedzieć jak wygląda :D Kurna śmieszny typo, gada polishenglish w jednym :) Zabrali szybko młodą na foto kolana, na którym nic nie było- super! Kości całe, nic się nie połamało. Lekarz stwierdził, że to więzadło jej poszło, więc nie jest źle, mimo to skierował ją na MRI aby móc coś wiecej powiedzieć-dnia kolejnego o 9.15 rano u mnie w mieście akurat.
Bardzo miło sie z nim gadało :) heh te jego zdania: 'hopefully będzie dobrze' albo: 'jak będziesz miała to knee brace to wiesz nie możesz brać shower w tym albo bath' :D hehe spoko loko. Wyszłyśmy zadowolone, że skończy się na opasce na kolano - ma w niej chodzić min 6 tyg!!! i po wakacjach!
Szykuje się więc kolejny wydatek;/ Pan L. nie wiedział do końca, czy nasze ubezpieczenie to pokrywa, ale wydaje mu się, że raczej nie... kolejnego dnia miałyśmy podjechać i to sprawdzić. Wsiadłyśmy więc w samochód i w drogę do apple store! Trzeba mojego iphona wyleczyć, im szybciej tym lepiej zanim całkiem mi padnie;/ Apple store jest w garden City czyli jakieś 15 min drogi. Wchodzę do sklepu, pytam o kogoś z działu technicznego i... przykro nam, ale możesz się umówić na spotkanie z technikiem na... piątek, czyli za 2 dni, nic mi innego nie pozostało, zrobiłam appointment na piątek na 20.10. Pojechałam do domu żeby za głosem rad znajomych uspać iphona  w ryżu :( my poor baby iphone, przecież mam go dopiero 3 miesiące;/
Post bardzo długi mi wyszedł, wiecej o naszych przygodach już jutro :)  ponizej zdjecia i filmik :)
Buziaczkii :*
fotka z gabinetu jest :D


sobota, 27 lipca 2013

Problemów ciąg dalszy.... o ubezpieczeniu au pair / wizyta u lekarza

Staram się nadrabiać z wpisami...
Zacznę o "skomentowania komentarzy"  pojawiających się na blogu :)
Mój blog jest o mnie i o tym co robię w USA, rozumiem, że jeżeli ktoś szuka bloga o rutynie au pairek, to tu tego nie znajdzie. Nie miałam nigdy możliwości imprezowania co weekend, zawsze była szkoła, praca, babysittingi.... i od nowa szkoła... Teraz mam chociaż trochę przerwy :) YOLO- you only live once- tyle w temacie.

Młloda w poniedziałek po okładach z lodu i tabsach nadal nie czuła się najlepiej. Ból przeogromny przy zginaniu kolana, co znacznie ograniczało jej możliwości poruszania i jeżdzenia samochodem- a nie zwalniało jej to z wykonywania swoich obowiązków przy dzieciach. Wieczorem host zabrał ją do przychodni, którą wskazała nasza LC. W pewnym momencie młoda dzwoni do mnie zdenerwowana i ze łzami, że nie przyjęli jej! stwierdzili, że nie akceptują jej ubezpieczenia! Lokalna koordynatorka nie odbierala tel, nawet nie oddzownila... Matko, nie jest dobrze... Bezradność w takiej chwili jest najgorsza- co teraz? Polska? Host dodatkowo stwierdził, że nie wie, czy będzie mógł ją jutro do innej przychodni zabrać bo do późna pracuje! tak??! OK, jakoś sobie poradzimy! jak nie my to kto. Przespałyśmy się z tym... we wtorek rano przyjechałyśmy do mnie zaraz po odstawieniu dzieciaków do szkół. Lokalna -nadal nie oddzownila- wyslala tylko do młodej maila z listą przychodni z którymi może się skontaktować i sprawdzić czy gdzieś akceptują nasze ubezp. Moja hostka postanowiła nam pomóc. Zaczynamy dzwonić- aby z kimkolwiek w przychodni się połączyć, trzeba na linii czekać dobrych kilka minut. Następnie przełączają nas z oddziału do oddziału- ortopedia-ogólne-dział ubezpieczeń- ortopedia-sekretariat... masakra!! Cięzko by było au pairce, która nie wie jak działa tu służba zdrowia i w jaki sposób z tymi ludź rozmawiać, poradzic sobie samej... Tym bardziej, że słownictwo w tym temacie jest dość ograniczone... tyle dobrego, ze jest to przychodnia mojej hostki! Po około godzinie rozmów udało się ustalić wizytę! Na środę na godzinę 16.30! Co najlepsze- do polskiego lekarza!! Wyjaśnili nam też, że młoda ponosi koszt jedynie 50$, co obejmuje kilka wizyt u tego lekarza- w sprawie danego urazu,dodatkowo prześwietlenie i MRI są za free! Nasza hostka spisała się na medal! Powiedziała, że jutro moim małym się zajmie, a ja moge jechać z młoda i tam jej pomóc.... Ulżyło nam konkretnie, jest progres, coś się dzieje! Ubezpieczenie jest jednak ok, z tego co powiedziała mi hostka wiem, że niewiele osób w USA ma ubezp, które w takim stopniu pokrywa badania, samo MRI to koszt kilkuset dolarów, a u nas jest za darmo! Powiem z własnego punktu widzenia i doświadzczenia, ze nie jest latwo z umówieniem się do lekarza...
Jutro opiszę co nam przyniosła nieszczęsna środa....

piątek, 26 lipca 2013

niedzielne wygłupy na plaży i... wypadek!! Czyli czas się przekonać jakie mamy ubezpieczenie....

Sunday- funday! Pod takim hasłem rozpoczęłyśmy niedzielę.
Wstałyśmy z Kate jakoś przed południem, żeby szybko się ogarnąć, podjechać po T, młodą i coś do jedzenia. Tak wszytsko wyszło, że na Jones Beach dotarłyśmy jakoś koło 13.00.
Wszystkie uradowane, że taka piękna pogoda! Zaczęłyśmy się więc wygłupiać, biegać po wodzie, cykać fotki :) Normalnie szał ciał- Polki w akcji :)
Z racji, że tego samego dnia miałyśmy cluster meeting, to musiałysmy się wcześniej zebrać. Młoda jeszcze nas raz na zdjęcia pamiątkowe wyciągnęła do oceanu :) w pewnym momecie mówi nam- dziewczyny, coś wam pokaże i pobiegła w wodę- tak przy brzegu, w pewnym momencie odwróciła się, chciała podskoczyć i fala ją z tyłu uderzyła tak, że się przewróciła i usiadła tam. My z Kate w brech oczywiście! ale ta siedzi tam i nas woła. Myślę sobie ojj... pewnie majtki w wodzie zgubila :) Podchodzimy, a ta, że nie moe nogą ruszyć!! coś jej w kolanie strzeliło. O kur** nie wyglądało to dobrze, przy drobnej asekuracji wróciłyśmy na ręcziki nasze i do samochodu. Z ledwością, ale jakoś doszła. Młoda przez ładnych kilka lat grała w ręczną w polskich juniorach i już kolana jej siadają, miała kilka lat temu przestawienie łąkotki/ rzepki- czy czegoś tam... nie pamiętam jak to się profesjonalnie nazywa. Pojechałyśmy szybko na spotkanie z koordynatorką. Ta od razu zadzwoniła do przychodni, która podobno jest pokrywana z naszego ubezpieczenia. Niestety w niedzielę już była zamknięta... Poinformowała hosta młodej, ze zaraz ją przywieziemy do domu.
Dojechałyśmy, trochę ją obtrzepaliśmy  z piachu i ustalilismy, że skoro nie jest to złamanie, to w poniedziałek pojadą z nią do przychodni.
Teraz o ubezpieczeniu- jestemy tu z agencja InterExchange, ubezpieczenie zostało tu zmienione w grudniu/ styczniu czyli właśnie kiedy przyjechałam. Z tego co się orientowałam, jest ono dość słabe i nie pokrywa wielu kosztów... Ogólnie jest ono zagwarantowane w firmie Mulitplan (sevencorners) Przy każdej wizycie jesteśmy zobowiązane zapłacić co-pay czyli część ceny, dla nas to koszt 50$, w przypadku gdy musimy jechać do emergency room- płacimy 250$ . Tak więc gdyby młoda chciała jechać szybko do szpitala to ładnie by musiała zapłacić, z racji, że mogła się poruszać postanowilismy przeczekać i zeby zapłacić wylącznie copay. Ellen- nasza LC zadzowniła do przychodni, która mieści się w moim mieście i jak się okazuje akceptuje nasz insurance. Hosci dali młodej lód, jakieś opaski na kolano, tabsy (advil, ipuprofen) i czekamy do kolejnego dnia.... Njgorsze były mysli o ubezpieczeniu: czy ono cokolwiek pokrywa? w jakim stopniu? ile trzeba zapłacić? w najgorszym już przypadku.... młoda może do Pl wrócić;/


foczki :*

młoda porwana przez fale....

i tu już wzywająca pomocy!!!

czwartek, 25 lipca 2013

Saturday night!! Nowy Jork nocą! Empire Hotel rooftop- impreza na dachu!

Sobota pełna wrażeń :) szczególnie wieczór
Wyjechałyśmy do city wcześniej aby tam sobie jeszcze pochodzić, pokręcić się, coś zobaczyć.
Odwalone na imprezę pomaszerowałyśmy na Times Square! Radochy miałyśmy full! Co chwilę ktoś do nas podchodził, żeby sobie zdjęcie zrobić- dwie blondynki, wysokie... Haha! ubaw konkretny :) Koleś jakis kręcił się za nami i nam foty cykał- normalnie jak gwiazdy się poczułysmy :)
Co ja tam będę opowiadała, przedstwiam fotki+ filmik z wygłupów :D, a poniżej info o imprezie









Impreza w Empire Rooftop Hotel- czyli na dachu hotelu! Młoda tam była pierwszy raz, a chcę jej pokazac jak najwięcej. Oczywiście wjazd z promotorem, którego już bardzo dobrze znam- tak więc mamy stolik, drinki.  Kate tez nie mogło zabraknać- ta to dopiero hardcore- od południa imprezowała! Doszło jeszcze kilka osób :) część nowych, część już obeznanych:)
Wybawiłyśmy się konkretnie! W city tempertura ponad 30 stopniu, więc przy naszym tańczeniu to dosłownie mokre byłysmy- jak większość ludzi tam! Po 3 wyjazd, Chris nas odwiózł samochodem do domu wiec chociaż na bilecie oszczędziłam, młoda szczęściara ma ticket od hostki więc nie płaci nic.. wrr...
Po drodze znów cyrk- jechał obok nas biały bus, a w nim 2 murzynów, u nas Chris, K.(która na weekend do mnie przyjechała) młoda i ja. Tamci wiadomo- jak zobaczyli białe dziewczyny i blondynki to szał! Zaczęli prosić o num tel, dla jaj zaczęłam pokazywać na palcach 5-1-6 ale koleś to na serio odebrał, wiec myślę ojjj nie ma co... Chris zdenerwowany przyśpieszył, to oni to samo, dogonili nas i znów jadą obok- tym razem on pokazuje swój num9-1-7.... mysle sobie no ładne jaja :D na szczęście Chris gaz do dechy i ich zgubiliśmy :) przygoda za przygodą.... ale od niedzieli zaczęly się te nieprzyjemne przygody...
o tym jutro... pozdrawiam :*







środa, 24 lipca 2013

Saturday- shopping time! uwżajcie na dzieci- mają ogromną wyobraźnię :D

Sobota!!- na konkretnie! Postanowiłam za wcześnie po piątku nie wstawać, więc dopiero kolo południa się zgarnęlam i.. pojechałam po młodą :) Musiała koniecznie na zakupy się wybrać po jakieś buty. Jedne z imprezy całkiem mi rozwaliła- w klubie do mnie mówi, że jakoś w butach ma mokro i że przez podeszwę jej przeszło, jak się jednak okazało- nie miała podeszwy, która jej w trakcie party odleciała :D Kolejne buty- Japonki jej dziecko obkleiło taśmą, której nie da się oderwać, wszystko by było fajnie gdyby K. obkleiła je oba taką samą tasmą, a nie na 2 różne motywy... :) Zdjęcia wszystko wyjaśnią :D


Na zakupach zeszło się nam pół dnia!! pojechałyśmy do Garden City do dużego centrum, gdzie większość sklepów nie na naszą kieszeń, ale chociaż napatrzeć się można :D
Za dużo nie kupiłyśmy
Ja- spodnie z H&M za 10$, bluzkę z Charlotte, kombinezon też z Char.

Młoda- sukienkę, okulary przeciwsłoneczne, body,

body przód i tył


komp młodej- HP 17.5'




tak ta sukienka się na młodej prezentuje i przy okazji moja nowa bluzeczka- mam fiołka na punkcie brzucha ostatnio i bodybuildingu wiec pewnie częściej się tu będzie pojawiał :)

W drodze powrotnej zajechałyśmy jeszcze do naszego ulubionego Rainbow!! Tam znów kasa poszła: buty, bluzki, perfumy....  Do domu dotarłam po 5, pokazałam mojej hostce zakupy, akurat mały siedział obok niej i tylko skomentował- "Iza, I like everything what ya buy!" Mały kochany jest :)

Miałyśmy jechać na imrezę (brucnh) na rooftopie w NYC z basenem - czyli na dachu jednego z wieżowców z wywalonym basenem!! ale tak sie zbierałyśmy, że do city wyruszyłyśmy dop koło 8 czli na nocną imprezę:)... ale o tym już jutro..... :)
pozdrawiam

prawdziwy horror!!! :D

You Only Live Once!

Love ya!