poniedziałek, 31 grudnia 2012

Montclair with Madlen

Tym razem o spotkaniu international :) Podczas orientation week (czyli tego pierwszego tygodnia w NYC)  poznałam bardzo wiele osób. Około 10 dziewczyn mieszka w NJ lub NY tak więc mamy możliwość aby się spotkać. Jedną z nich jest Madlen z Austrii. W tym roku skończyła szkołę średnią więc jest ode mnie trochę młodsza, ale bardzo fajna. Podobnie jak ja ma 4 dzieci oraz psa w domu (labi) więc możemy porównywać nasze sytuacje. W środę moja rodzinka pojechała ponownie do babci do Massachusetts, a ja postanowiłam zostać w domu, odpocząć i poodwiedzać starych znajomych. Odpoczynek rozpoczęłam od spotkania z Madlen w Starbucksie. Gdy wychodziłyśmy ode mnie akurat zaczął padać śnieg. Pojechałyśmy do miasta, posiedziałyśmy w kawiarni, pogadałyśmy i... wyglądamy przez okno.... a tam dosłownie snow storm :) w ciągu 2 godzin ładnie napadało, że mój samochód musiałam prawie odkopywać :) W międzyczasie hostka napisała mi smsa abym uważała podczas jazdy samochodem w taką pogodę :) Ojj chyba nie wie jak u nas w Polsce zimy wyglądają. Pokręciłyśmy się jeszcze chwilę po sklepach w Montclair i wróciłyśmy do domu. Dobrze jest poznawać nowych ludzi, szczególnie gdy są z innych krajów, cały czas rozmawiamy po angielsku, oczywiście robimy przy tym baaardzo dużo błędów ale... tym śmieszniej:) Już planujemy kolejne wyjście, tym razem na NYC.

Tyle o spotkaniu  z Madlen. Dziś ostatni dzień 2012 roku, na sylwestra wybieram się na Times Square!! Mam nadzieję, że uda nam się cokolwiek zobaczyć, jestem pewna, że będzie ogromny tłok... Arletka ze znajomymi będzie pod Big Benem!! Młoda- czekam na jakieś photos!!
Happy New Year!!





niedziela, 30 grudnia 2012

Z wizytą w Massachusetts

Rodzina mojej hostki mieszka w Massachusetts w dodatku w okolicach Bostonu. Wybraliśmy się tam na party jeszcze takie przedświąteczne (ajj jeszcze nie piszę na bieżąco bo bardzo wiele się ostatnio wydarzyło więc staram się to nadrabiać). Obok zamieszczam zdjęcie stanu, dom tej rodziny jest położony przy Massachusetts Bay. Z NJ pojechaliśmy autostradą przez całe Connecticut i połowę Massachusetts aby dotrzeć na miejsce więc podróż dość męcząca...
Co do tego wyjazdu, okazuje się, że rodzina jest baaardzo zamożna- piękny ogromny dom nad samym oceanem!! widok powalał na kolana. Szczególnie podczas kąpieli- wanna jest obok wielkiego okna z widokiem na ocan właśnie. Ciężko jest opisać cały dom i co tam nie było.
Tak w skrócie:
- babcia w basement zrobiła dzieciom pokój zabaw, z wielkimi poduchami, wszelkiego rodzaju zabawkami, książakami, misiami dla dzieci w różnym wieku, dodatkowo zakupiła im xboxa kinect więc zabawa nie tylko dla dzieci dobra ale i dla dorosłych
- kolejne pomieszczenie w basement to mini kino z wyświetlaczem na całą ścianę i superwygodnymi fotelami
- office- również w basement się znajdował
- parter: śliczna kuchnia, kilka salonów, jadalnie (2) sypialnia z łazienką rodziców, w jednym z pokoi ustawiona była choinka, cała udekorowana na biało i złoto z różnymi misiami, wielkimi aniołami- samo bogactwo z niej tryskało,
- 1 piętro: podzielone jest na 3 części, dwie boczne, to pokoje dla dwóch córek i ich dzieci (w tym sypialnia dla rodziców, wielka łazienka, sypialnia dla dzieci i to razy dwa) w centralnej części znajduje się salon + sypialnia i łazienka najmłodszej córki
Wiem, że mało szczegółowo to pisałam ale, wiecej można zobaczyć na zdjeciach.
Tam spędziliśmy 2 dni, sama podróż w jedną stronę zajęła 5 godzin, co z 4 dzieci jest duuużym wyzwaniem. Oczywiście każde zabrało swojego ipoda więc miały co robić całą drogę. Na miejscu, wieczorem odbyło się przyjecie, na którym było chyba z 30 osób. Ogólnie mili ludzie. Pani domu nie spędziła zbyt wiele czasu gotując, jedzenie więc zamówiła. Tam również każde dziecko dostało po kilk prezentów...

Babcia dzieci zaprosiła mnie tam ponownie informując, że następnym razem mogę wziąć jej samochód i pozwiedzać okolicę:) Latem mamy tam się wybrać ponownie... zobaczymy co i jak, a teraz czas na zdjęcia.







sobota, 29 grudnia 2012

Meeting in the City- girls from Poland:)

Jak tylko przyjeżdżamy do rodzin u których mamy mieszkać przez cały rok, już w pierwszym tygodniu takiego pobytu zjawia się w domu lolalny koordynator projektu Au Pair (w skrócie LC)
Moim LC jest Pani Dawn, która jest LC już od ponad 10 lat więc z pewnością ma duże doświadczenie, jednak jak po niej zauważyłam jest bardziej zainteresowana rodzinami... Mam nadzieję, że będzie stawała po stronie, która ma rację...  No cóż- okaże się. To właśnie od niej dostałam listę dziewczyn i chłopaków AU Pairków z naszego cluster (z naszej grupy). Jesteśmy jedną z największych grup- ponad 30 osób. Na moje szczęście, są tu jeszcze 3 dziewczyny z PL:) od razu umówiłam się z jedną, która mieszka 10 min ode mnie. Pierwszy wyjazd- oczywiście NYC, było to jeszcze przed świętami więc miałyśmy możliwość aby prezenty dla rodzinki zakupić. Tak więc Pani E. właśnie przedłużyła swój pobyt o kolejny rok! Nie ma też zamiaru wracać do Pl- nie dziwię się jej wcale, trafiła na wspaniałą rodzinę, gdzie rzeczywiście jest jej członkiem i jest doceniana. W NY dołączyła do nas jeszcze Pani A., która przyjechała do Stanów tydzień po mnie, więc jest tu dopiero od kilku tygodni (podobnie jak ja). Na dodatek Pani A i E znają się już od kilku lat i są tutaj tak blisko siebie! lucky girls, mam nadzieję, że moja młoda podobnie wyląduje :) Pani A Miała akurat takie szczęście, że podczas pierwszego tygodnia, u jej host family był jeszcze ich poprzednia AP, która pokazała jej okolicę, przedstawiła zakres obowiązków, zapoznała ze swoimi znajomymi i... zabrała na imprezę :) szczęściara :D
We trzy pokręciłyśmy się po centrum, niestety, już kolejny raz pogoda nie dopisała, znów padał deszcz.
Wybrałyśmy się też na Greenpoint- nasza polska dzielnica w NYC! Wszystkie sklepy z szyldami w języku polskim, na powitanie w sklepie mówi się dzień dobry, wszędzie są Polacy, polskie produkty- sami swoi!! Wiem, wiem, przyjechałam tu aby szkolić angielski, ale raz na jakiś czas dobrze jest pobyć wśród swoich:)
Dość późno wracałyśmy- jakoś koło 11 byłam w domu, tym samym dzień był bardzo intensywny :)
Poniżej zdjęcia. Postanowiłam też nakręcić krótki filmik i troszkę pokazać tutejsze metro :)










Zwiedzanie Montclair cz. 2

Tym razem wybrałam się samochodem do miasta. Już w miarę przyzwyczaiłam się do tego, że mam jedynie gaz i hamulec i nie muszę zmieniać biegów, ale w dalszym ciągu jedna ręka na kierownicy, druga na skrzyni... takie polskie nawyki :) Ciężko jest zaparkować w miarę blisko sklepów, ale jak to przed świętami... To co zobaczyłam zmaieszczam poniżej, miasteczko jest ciekawe, ludzie również. Ogólnie rzecz biorąc jest to typowowo studenckie miasto z Montclair State University, do którego również planuję się zapisać, tym samym mamy dużo klubów(jupiii - jedyny mninus- imprezy kończą się o 1.30, taki NJ przepis;(
ehh muszę porobić zdjęcia na ulicach shoppingowych, tym razem było za dużo ludzi, jeszcze pomyślą, że jakąś terrorystką jestem albo szpiegiem :D więc innym razem...










piątek, 28 grudnia 2012

Czas na Wielką Brytanię- Święta oczami Au Pair w UK!


 

Dość obszernie przedstawiłam ostatnio jak się obchodzi Christmas w Stanach, teraz przyszedł czas na Wielką Brytanię. Moja Arletka tak to opisuje :


24 GRUDNIA- jest normalnym dniem pracy  dla Anglików. Ostatni szał świątecznych zakupów, a sklepy są otwarte do późnych godzin...Nie obchodzą tutaj niestety wigilii co jest dużym minusem jak dla mnie i nie ma tu takich przygotowań do świąt jak w PL;)
25 GRUDNIA- Christmas Day. W tym dniu zaczynają się święta dla Anglików. Z samego rana dzieci wstają i sprawdzają czy znikły ciasteczka, marchewki i sok pozostawiony dla mikołaja. Później szybko udają się do pokoju gościnnego gdzie znajduje się choinka i oczywiście cała góra prezentów od rodziny czy tez znajomych. W tym roku było tyle prezentów ze dzieci jeszcze wszystkiego nie otworzyły( crazy)!! i napiszę, że i moje prezenty mi się podobały;) co do prezentów jest tak, że każdy daje prezent każdemu. Nawet hosci kupują prezenty żeby brat podarował siostrze i na odwrót.

 Później z hostką przygotowywałyśmy obiad, wszystko wyglądało idealnie:) Następnie jest uroczysty obiad zaczyna się ok 12-13 tutejszego czasu. Zaczyna się od strzelania papierowych cukierków w których znajdują się maleńkie upominki, śmieszny żart lub przestroga oraz korona w której je się poczęstunek.
Świąteczne menu- opiekane ziemniaki, kurczak ,indyk i steki. Kiełbaski zawijane w bekonie, ogromna ilość warzyw na różne sposoby, racuchy itp (nie sposób jest wymienić wszystkich dań w tak krótkim opisie :)  Na deser podawany jest słynny pudding, który polewany jest budyniem dla dzieci oraz mlekiem z puszki mniam mniam, a dla dorosłych alkoholem. Oprócz tego podaje się babeczki nadziewane bakaliami lub limonkowe i inne smakołyki. Ogólnie tak jest, że w Anglii rodziny ok 15-16 zasiadaj przed tv i słuchają przemówienia królowej Elżbiety  do narodu. Moja rodzinka na szczęście tego nie robiła tylko słuchała w radiu. Ja się oczywiście z tego wyłamałam bo bym się tam chyba zanudziła. Dodam, że to fajne doświadczenie dla mnie gdyż moja host family ma super rodzinkę i bardzo dobrze spędziłam tu święta;) 

 26 GRUDNIA- Boxing day! czyli drugi dzień świąt. Niektóre osoby tego dnia odpoczywają lub biegają od sklepu na zakupy. Gdyż zaczynają się wielkie poświąteczne wyprzedaże –nawet do -70%!! Chociaż z tego wszystkiego to mało osób z tego kraju jeździ na takie zakupy. Przeważnie emigranci z innych krajów;)
Ja natomiast dodam jeszcze, że moja młoda kilka razy w tygodniu jest na zakupach i sprawdzaniu co tam się w sklepach nowego pojawiło- chociaż sama o tym nie wspomniała:)
Zdjęcia tym razem wyłącznie wygooglowane.





środa, 26 grudnia 2012

Święta w USA cz. 2

Ostatnio opisałam Pierwszy Dzień Świąt. Oczywiście na 24 grudnia celebrowanie się nie kończy.
Tak wię teraz o tym co wydarzyło się 25.12. Dzień wyczekiwany przez dzieci z niecierpliwością- wiadomo, że chodzi o prezenty. To właśnie w nocy z 24 na 25 zjawia się Mikołaj i zostawia gifty, ehh najgorsze jest to, że mój pomocnik elf wraca razem z nim... :D Pomimo, że wczoraj dzieci poszły bardzo późno spać to dziś już koło 7 powstawały i.... biegiem pod choinkę gdzie znalazły górę prezentów. O matko, co tam nie było, sama w szoku byłam!!!!
W tygodniu jakoś byłam z Hostką na zakupach po specjalne lalki dla dziewczynek ze sklepu American Girl (sklep znajduje się na 5th AVe. ma 3 piętra, salon fryzjerski dla lalek, małą restaurację, "szpital" dla lalek... chore to jest według mnie) Tak więc zestaw dla jednej dziewczynki (w tym lalka, ksiązki o niej, jakiś misio, piżama+taka sama dla dziecka) kosztował ponad 400$!!!!! AAAA a przecież są dwie... Dla chłopców natomiast- ostrych zapaleńców koszykówką, Hostka kupiła specjalne ciuszki, buty sportowe, czapeczki, piłki, skarpetki- to wszystko z NBA store (również znajduje się na 5th ave) ceny zestawu dla jednego dziecka wyglądały podobnie jak w przypadku lalek. Myślałam, że to będą główne prezenty i jeżeli już to dzieci znajdą jakieś bzdety w formie słodyczy pod choinką, ale się pomyliłam... Dostały stos różnych bardzo expensive things: ubrania- oczywiście same markowe, piłki, ksiązki, samochody, rękawice bokserskie, maszynę do popcornu, notesy jakieś wymyślne, lalki barbie ze skuterami, wii gry(bo wii już mają), filmy, puzzle... cięzko streścić wszysto. Głównym prezentem, takim dla wszystkich razem, była gra w kosza, którą można spotkać u nas w wesołym miasteczku, gdzie wrzuca się piłki do 2koszy na czas. Moje czapki naszykowali wszyscy na weekendowy wyjazd do babci :D, świeczki już hostka porostawiała sobie, kufel- nie wiem co z nim tak na serio :P i... I do not really care. Dla mnie też coś się znalazło, dostałam ładny sweterek i naszyjnik. Tak więc cały dzień i popłudnie spędziłam z nimi rozgryzając jak te zabawki działają:) Wieczorem przyszedł czas na kolejne Christmas Party- tym razem u nas w domu:) Przyjechała większość ludzi, których poznałam dnia poprzedniego plus inni, których imion nie pamiętam nawet. Hostka przygotowała jakieś steki, zapiekany szpinak z serem, brukselki z bekonem, oczywiście różne słodkości, trunki same high level... Tak więc zjadłam z nimi kolację, pokręciłam się i już się chciałam z tego wymiksować- helloo już po 23... więc się zmyłam do siebie:) Tym samym dwa ostatnie świąteczne dni były dość długie i męczące. Wiadomo, że w międzyczasie jeszcze porozmawiałam z moimi kochanymi z Polski:*
Jutro natomiast będzie wiadomo jak to w UK wygląda:) Młoda czekam na maila:)
Poniżej kilka zdjęć z jusa :)

+film z NBA store, który nakręciłam dla kolegi- wielkiego fana koszykówki:)


salon fryzjerski- oczywiście dla lalek

lalka- na wózku inwalidzkim...

ostatnie zdjęcia elfa:D
Iza w świątecznym - prezentowym outficie :D

Święta w USA

Postanowiłam opisać trochę jak obchodzi się Święta Bożego Narodzenia w Stanach. Po pierwsze- spokojnie, da się to przeżyć nie wracając do Polski na tych kilka dni :) Prawdę mówiąc to w tym całym zabieganiu, znacznie mniej odczuwa się sam fakt tego, jakże ważnego dla nas w Polsce okresu, tradycji wspólnej Wigilii, dzielenia się opłatkiem, składania życzeń... Tu nic takiego nie występuje. Opiszę, jak to wyglądało z mojej strony (2 razy to przeżyłam w USA, więc jakieś doświadczenie już mam:)) Bez Skype by mi było bardzo cięzko,  a tak, kilka godzin przegadałam z młodą i rodzinką:)

24 grudzień to podobnie jak u nas- dzień pracujący. Wieczorem można udać się do kościoła (aby już nie iść następnego), a później pierwsze Christmas Party :) Zawsze organizuje je w rodzinie ktoś kto ma duży dom i możliwość aby zaprosić całą rodzinę i znajomych. W tym roku z moją HF udaliśmy się do ich kuzynostwa, jakieś 15 min drogi od nas. Wjeżdżamy, a to jakaś dzielnica strzeżona z ogromnymi willami, rozległymi posiadłościami.  Jeden z tych domów należał do Edisona (tego od żarówki) więc ewidentnie elita się tu bawi. Podjeżdżamy pod jeden z takich ... UUUUU... już same samochody przed domem świadczyły o właścicielach...W wejściu przywitał nas brat mojego hosta (dodam - bardzo przystojny:). Dom tak jak z zewnątrz, był bardzo okazały także w środku. Stylowe meble (pewnie jakieś antyki), ściany zdobione obrazmi w złotych ramach, piękne dywany, ogromne okna z widokami na posiadłość... Łazienki, ze zlewami porcelanowymi, zdobione kwiatami. Dom przepiękny.
Specjalnie na ten wieczór właściciele wynajęli barmana, który serwował różnego rodzaju drinki, jaki i dwie kelnerki, które chodziły po tych salonach i roznosiły przystawki, a następnie obsługiwały stoły.

Kolejną atrakcją był mikołaj, ten sam, którego podobno od 10 lat wynajmują. Mikołaj jak to mikołaj, wiadomo, że dla dzieci jest bardziej atrakcją gdy nie są w zasięgu jego ramion więc podobnie jak w większości supermarketowych atrakcji gdzie można sobie zrobić z nim zdjęcie (które jest bardziej pamiątką dla rodziców) tak i tu nie obyło się bez łez. Duży, siwy pan w ubraniu Swiętego Mikołaja prezentował się dość wiarygodnie. Porozdawał dzieciom prezenty, szybka sesja: całe rodziny, dzieci, poszczególne osoby... I po Mikołaju :) Czas na kolację- tu otwierają sie 2 pary drzwi, za którymi znajduje się jadalnia, z trzema okrągłymi stołami oraz jednym niski, długim, przeznaczonym dla dzieci. Wszystko ponownie bardzo okazałe i przygotowane z pompą. Po 4 szklanki/ kieliszki dla każdego, po 3 widelce i łyzki/ łyżeczki... Już się gubiłam co czym i z czym się jada... Co do dań: na początek lekka sałatka z fetą i orzeszkami. Danie główne- szwedzki stół przygotowany w kuchni, tak więc po nałożeniu sobie co tam komu pasowało wracaliśmy do stołów. U mnie na talerzu oczywiście wyłącznie dania wegetariańskie czyli pasta, jakieś ziemniaki zapiekane z marchewką, pikantny sos, bagietka się trafiła.... Pozostali wybierali mięsa co do których nie mogę sie odnieść. Na koniec czas na deser:) czyli szarlotka z lodami- Lovely:) Podsumowując dania- szału jak dla mnie nie było, średnio to smaczne chociaż z pewnością drogie... Po zjedzeniu czas na kawe/ drinka, pogawędki i dziękujemy za wizytę. Tak więc 4 godziny uważam za spędzone bardzo intensywnie, w towarzystwie miłych ludzi. Hmm... Fajnych braci ma ten mój host:) nie ma co ukrywać :D
Ojj się rozpisałam... kolejny dzień opiszę jutro, wrzucam zdjęcia domu Edisona (wygooglowane) oraz kilka zdjęć z przyjęcia- nie mogę zamieszczać twarzy dzieci, więc to tak tylko aby oddać ogół sytuacji.






wtorek, 25 grudnia 2012

Convay czyli more for less

Tanio i modnie czyli o Convay store- można tam znaleźć prawdziwe perełki w niskiej cenie. Ostatnio wszystkie dość fancy bluzki można było kupić w granicach 10$! Spodnie- około15$, sukienki i spódniczki również za około 15$...
Poniżej kilka propzycji, które na szybko uchwyciłam iphonem:)





poniedziałek, 24 grudnia 2012

UK USA- hi sister

Oto i my :) dwie siostry postanowiły sobie zrobić zdjęcia w czapkach :D
Ajj młoda, czekam aż tu do mnie dojedziesz, żebyśmy mogły sobie na jakieś wakacje do Miami pojechać we dwie... :) oraz, żebyśmy mogły za rok razem tutaj wigilię zrobić... wiadomo, że w tym mało to było przyjemne: PL UK USA...
Merry  Christmas!! zdrówka, szczęścia, miłości, cierpliwości, wytrwałości...
Love ya:*




niedziela, 23 grudnia 2012

Merry Christmas!!

Oglądam właśnie tv gdzie wszystko jest w  Chrsistmasowej atmosferze i pomyślałam, że już czas na życzenia świąteczne! Nie wiem jak patrzeć na tegoroczne... co roku spędzałam je wspólnie z rodziną, byłam już au pair, ale poprzednim razem przyjechałam w sierpniu i do grudnia zdążyłam już znaleźć wielu przyjaciół i stać się typowym członkiem rodziny amerykańskiej, tym jednak razem jest jeszcze stanowczo za wcześnie aby tak się czuć. Od jutra będą się tu odbywały świateczne impresski... Oczywiście bardzo fajnie jest poznawać nowe osoby ale też niezręcznie jest gdy jest się jedyną nową osobą pośród członków ich rodziny. Wychodzę jednak z założenia, że trzeba to przetrwać i dać sobie radę.

Nie obyło się bez prezentów, które już zapakowałam i położyłam pod choinką :) dla dzieci kupiłam takie śmiechowe czapki oraz po jakiejś małej zabawce (puzzle, książka, lalka, ramka na zdjęcie) dla rodziców natomiast: świeczki Yankee Candle (na których punkcie cała Ameryka zwariowała :)) oraz kufel do piwa z polskim Orzełkiem i napisem Poland + w środku piwo :) Eh Eh dopiero co przyjechałam, a tu już takie wydatki :(
Kurcze szkoda, że nie zrobiłam zdjęć przed zapakowaniem prezentów, przedstawiam więc to, co mi się udało uchwycić, poczekam, aż je rozpakują i wtedy więcej dodam :)
Mnie pewnie czekają jutro łezki wylane podczas skypowej rozmowy z rodziną :( i jedynie wirtualne dzielenie się opłatkiem, którego zabrałam ze sobą przed wyjazdem.

W tej świątecznej atmosferze wszystkim au Pairkom i innym, którzy czytają tego bloga (pewnie większość mojej kochanej rodzinki z Polski:*) życzę mimo wszystko wesołych świąt, dużo zdrówka, radości, wytrwałości, cierpliwości, miłości i oby każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego.Ho Ho HO
MERRY CHRISTMAS!

Zamieszczam też zdjęcia ubranego domu :) w każdym pokoju jest jakiś świąteczny akcent



PS. Ten elf na bombie to Minty- au pairki mieszkające w USA wiedzą o co chodzi:) w skrócie powiem tylko, że u każdego dziecka w domu jest taki magiczny elf- wysłannik świętego Mikołaja, który obserwuje, czy dzieciaki są grzeczne, przylatuje w Thanksgiving i jest w domu aż do świąt. Każdej nocy lata po domu i zmienia swoje miejsce, nie można go dotykać bo straci swoją moc:) to taka duża pomoc dla rodziców i Au Pair, jeżeli dzieci są niegrzeczne to wystarczy powiedzieć: Minty wszystko słyszy więc lepiej bądź grzeczny/a :D