poniedziałek, 18 marca 2013

Happy St. Patrick's Day - Iza w Bostonie na wycieczce!!

Wróciłam!! Prawdę mówiąc to mam tyle do opowiedzenia, że aż nie wiem od czego zacząć!!

dziś skupię się na St. Patrick's Day! Jedno z większych 'holiday' w USA, które nie jest za bardzo znane w Polsce. Czym się charakteryzuje?? Zielonym kolorem oczywiście i koniczynką! Nie będę pisała o historii tego święta, bo przecież każdy to sobie może wygooglować, powiem jedynie, że jest to dzień Irlandczyków :)
Tak się złożyło, że St.P. D wypadł w niedzielę w tym samym dniu co nasza wybieczka do Bostonu w ramach jednego z kursów.

Wycieczka trwała cały weekend czyli wchodził w to noclegw  Bostonie- w hotelu w centrum miasta, a co to oznacza?? imprezę! Ajjjćć już myślałyśmy, że nic z tego nie wyjdzie, od kilku dni chodziłam przeziębiona, zakatarzona. Po naszych przygotowaniach wyruszyłyśmy w miasto.
Co do klubów w Bostonie:
- wszystkie były przepakowane ludźmi,
- w centrum nie było clubów z dance floorem ale raczej bary/ puby
- przed każdym irlandzkim pubem kolejka  na 20 osób, która ruszała się bardzo mozolnie, w niektórych trzeba było stać po godzinie, żeby wejść do środka
- co najgorsze- wszystko zamykają tam koło 2.00!!! szok, nie to co w NY do 4-5
- wszyscy wszystkich znają- jako, że jest to miasto studenckie, wszyscy mają już swoje ulubione bary/puby więc czują się jak jedna wielka rodzina :D

Więc tak, po pól godzinnym staniu w kolejce, dziewczyny wpadły na pomysł, żeby podzielić się i sprawdzić inne miejsce, gdzie nie będziemy musiały tyle stać i marznąć (temperatura na minusie niestety)
Takim oto sposobem, trafiłyśmy do baru whiskey's. Hmm.. czy jest lepiej niż w NY>? raczej nie, w Bostonie jakoś tacy nieśmiali ludzie są, fakt, że nie wszyscy, ale w większośći. Nie będę za dużo opowiadała o tym co sie działo od 10.00 do 2.00 w nocy. Powiem tylko, że po powrocie do hotelu jak już się zbierałyśmy spać, ktoś nam zapukał w drzwi, otwieramy, a tam dziewczyna z sąsiedniego pokoju, bez butów w %% humorze :) Wpadła, zeby nam opowiedzieć co się u niej działo w nocy, stwierdziła, że jej współlokatorki już poszły spać, a u nas jeszcze śmiechy chichy więc musi nam się wygadać jak to zgubiła buty i wróciła na boso, że gdzieś spała w klubie i uważa, że ktoś jej te buty bezczelnie ukradł (jak się okazało następnego dnia, buty się znalazły).
Nie mam za dużo zdjęć, w klubie aparat miała K. węc jeszcze czekam na zdjęcia z jej aparatu :)
pozdrawiam :)
tak nas przywitał telewizor pokojowy :D







6 komentarzy: