busy busy busy.... ciągle w ruchu, ciągle coś się dzieje,
szczególnie w weekendy, które są stanowczo za krótkie, tym bardziej po
tak pracowitym tygodniu jak poprzedni, a chodzi o to, że w środę mały nie miał
szkoły... więc od 6 rano do 16.00 się nim zajmowałam, w dodatku hostka
postanowiła zaprosić mu kolegę na playdate... hmm w gruncie rzeczy lubię te
jego playdates, bawią się dzieci, a ja... można powiedzieć, że odpoczywam i
ewentualnie rozwiązuję ich spory, ktorych o dziwo w tym wieku mają niezmierną ilość!
Wzięłam ich też na spacer, zeby jakoś ten czas mi milej upłynął.
Po deszczowym tygodniu przyszedł piątek- dla
mnie koniec tygodnia i początek. Poszlyśmy z JO zwiedzać Rockville i trafiłam
na... jakąś polską restaurację!! Dlaczego polska?zdjęcie poniżej to wyjaśnia;)
Pokręciłyśmy
się bez celu, wypiłysmy po frappuccino i do domu. W sobotę postanowiłyśmy razem
upiec ciasto na nasz cluster meeting niedzielny. Postawiłyśmy na szarlotkę :)
Wyszłam z moim małym po Jo i po drodze patrzymy a tam garage sales! w przyszły
weekend idziemy i obczajamy co tam mają bo teraz nie było zbytnio czasu- trzeba
było przecież jabłka obierać :D
Zabrałyśmy się za gotowanie, hości się bacznie przyglądali
co my wymyśliłyśmy (dla nich to nie jest normalne zeby ciasto piec, przecież
mozna kupić...) Przy okazji Jo byla świadkiem ich kłótni, co wg mnie jest już
normą... Ehh mają po prawie 50 lat, a czasami zachowują się jak dzieci...
Jednak najważniejsze jest, ze po chwili wszystko jest ok i znów się kochają :D
Ciasto wyszło!! Pyszne!! (chyba musze się częsciej za takie
rozrywki przyjemne zabierać)Teraz tylko trochę się przespać i wieczorem do
Pachy :) Szybkie przygotowanie, pociąg i jestećmy w city! matko jak ja dawno
tam nie byłam w ciagu dnia :D może w lato to nadrobię... a raczej z pewnościa
:)
Pacha przepakowana ludźmi, podobno jakiś VIP musiał akurat przyjść i oo..
takie skutki, ze pozamykali niektóre przejścia... ale co tam wybawiłyśmy się z
dziewczynami jak zawsze :) heh niedługo tam wrócimy :) Niedziela pod
hasłem cluster meetingu, niestety ale pogoda nie dopisała więc zamiast
planowanego pikniku miałyśmy spotkanie w shopping mall. Nasza LC wymyśliła nam
scavenger hunt. Dała nam listę rzeczy, które musimy znaleźć w mallu i zebrać,
trzeba też było zdjęcia robić itp. kilka przykładów: serwetka z jakimś logo (np
Subway), słomka, reklamówka, kupon, paragon, reklama do założenia karty
kredytowej. Ze zdjęć natomiast: zdjęcie tostera, łóżka, produktu z ceną poniżej
dolara, plakatu z aktorem… Grupy 2osobowe, więc oczywiście poszłam z JO :) i
zaczęło się :D prawdę mowiąc to chyba tylko my się w to zaczęłyśmy angazować :D
zebrałysmy prawie wszystko- brakowało nam jedynie zdjęcia karki urodzinowej...
po hiszpańsku :) W nagrodę, że jako pierwsze wróciłysmy dostałyśmy po dużym
ciachu :D
Szybkie przejście po sklepach... tym razem kupiłam jedynie spodenki w
h&m :) W drodze powrotnej dzwoni do mnie hostka z pytaniem czy mogłabym z
malym godzinę posiedzieć, nie miałam nic do roboty, więc mówię, ze spoko.
Okazuje się, że sprzedali białego jeepa i kupili dwa nowe samochody!! nowe w
sensie prosto z salonu!! W szoku byłam, ok wspominali coś o tym ale to
nie było nic konkretnego. Takim oto sposobem niebieski jeep jest zawsze do
mojej dyspozycji, bo przed domem stoją dwie nowe toyotki: corolla dla hostki, a
dla hosta wielki 4runner- samochód na ewentualne wyjazdy weekendowe.... ehh
niby nie mają za bardzo kasy, a tu proszę....
na koniec... smutna wiadomość,
pierwszy raz dziś płakałam i nie były to łzy radości... Zadzwoniła do mnie
sisss z mamą, że mam idzie do szpitala bo ma słabe wyniki;/ Ajj bardzo bym
chciala tam teraz być... na tym kończę, resztę odczuć zostawię dla siebie
:( i odleciał wiecznie dobry humor....